Opuszczajac hotel nalezy napisac z jakiego panstwa jestesmy i dokad sie udajemy, podac nasz adres w Polsce, nr paszportu, date wydania i date wygasniecia, mejla, telefon i rozmiar buta. No i podpis! To bardzo smieszna procedura. Opuszczamy wiec Vishal i na piechote idziemy na dworzec na koncu Main Bazaar. Przez chwile trudno nam sie polapac jak to dziala. Bardzo natretny Hindus koniecznie chce nam "pomoc". Wiecie, ze w takich momentach czlowiek zapomina jak to sie normalnie zalatwia i np. udaje ze natreta nie widzi. Po pewnym czasie podrozowania zrozumialysmy ze wrecz przeciwnie, nalezy spojrzec mu w oczy i powiedziec poprostu "nie, dziekuje" i musi pojsc bo co ma zrobic.
Juz w pociagu okazalo sie ze nasz pierwszy bilet kolejowy zarezerwowany przez Incredible !ndia nie jest na 2ga klase ale na 3cia, karaluchy chodza po scianach a w "przedziale" jedzie z nami 6 os. a nie 4. No coz, wrazenie ze dalysmy sie nabic w butelke znow dalo o sobie znac. W pociagach od obchodnych sprzedawcow mozna kupic chai masala [herbata z mlekiem i przyprawami], kawe i rozne pyszne przekaski vegetarianskie. Nasza pierwsza chai masala kosztowala mnie 10 razy wiecej niz wszystkich innych pasazerow. Od tej pory albo pytalysmy sie kogos kto siedzial obok jaka jest cena albo zadawalysmy to pytanie sprzedawcy bardzo glosno.
Mimo tych wszystkich niezbyt przyjemnych niuansow podroz przebiegla pomyslnie a karaluchy po ruszeniu pociagu zniknely. W pozniejszym czasie pociagi staly sie naszym ulubionym srodkiem komunikacji w Indiach i chcialabym zeby PKP mialo tak rozwinieta siec, taki wybor klas, rodzajow biletow, takie przekaski i taka atmosfere jak kolej Indyjska.
Z Delhi do Agry jedzie sie 3h. Spod dworca zgarna nas truk-truk, z ktorego kierowca umowilysmy sie na dalsze zwiedzanie. Przekonal nas notesikiem z licznymi pochwalami od klientow z calego swiata. Jak sie pozniej okazalo to staly chwyt i nie ma co sie tym sugerowac. Tak wiec po szybkim prysznicu pojechalysmy do ichniejszego Red Fortu, ktory zbudowali Mogolowie po podbicu pn. Indii w XVI w. [Red Fort w Delhi, do ktorego nie weszlysmy, powstal jako drugi, po tym jak Szach Dżahan przenisol z Agry stolice swego panstwa].
Jest to kompleks budynkow otoczony czerwonym murem obronnym, z ktorego mozna dostrzec, po drugiej stronie rzeki, Taj Mahal. Interesujace jest polaczenie stylu architektury hinduskiej, muzulmanskiej i mongolskiej. Najladniejsza z wewnetrzych budowli, wg. mnie to bialy, marmurowy Moti Masjid (Meczet Perłowy).
Nastepnie nasz rikszarz, niekoniecznie proszony, zawiozl nas do sklepu z textyliami, sklepu z bizuteria, i sklepu z wyrobami z marmuru. Okazalysmy sie jednak bardzo twardymi klientkami i kupilysmy tylko trzy rzeczy...Bardzo ciezko bylo im odmowic i rownie ciezko samemu sie oprzec. Najciekawsze byly chyba marmury. Oplacany z panstwowych pieniedzy, cyniczny Hindus [cyniczny Hindus! to tak rzadko spotykana forma ze odnotuje kazdy z 3 przypadkow ktore tam spotkalam. I cale szczescie ze nie jest to ich ulubiona forma wypowiedzi bo bedac miesiac w Indiach mozna od niej wielce wypoczac.] zrobil nam prezentacje inkrustacji tego kruszcu polszlachetnymi kamieniami. Tak wlasnie powstal Taj Mahal. Marmur Indyjski, ktory podobno jako jedyny na swiecie przepuszcza swiatlo zostal inkrustrowany kilkudziesiecioma kamieniami szlachetnymi, polszlachetnymi, zlotem i czarnym marmurem. Przed nami na podlodze siedzial potomek budowniczych Taj Mahal i pilowal kamyczki na kamiennej tarczy. Po tej prezentacji pzreszlismy do sali z wielkimi blatami, stolikami, szachami itp. na ktore nigdy nie byloby nas stac wiec z ulga opowiedzialysmy o tym Hindusowi. Z lekkim smutkiem w glosie odpowiedzial ze rozumie, ze cena jest wysoka ale za taka zmudna prace odpowiednia. Jednak za moment sie rozchmurzyl bo przypomnial sobie ze jest jeszcze jedna salka, z wyrobami akurat na nasza kieszen...slonie, zolwie, szkatulki i talerze. Suvenirovy badziew. Koniec koncow zatracil swoj cynizm i prawie prosil zebym kupila choc podstawke pod filizanke. No niestety nie zarobil na mnie. Uwaga dla milosnikow marmuru i drogich pamiatek. W miejscach takich ja to, w ktorym bylysmy, czesto oferuja wysylke towaru do kraju klienta. Z kilku relacji i przewodnika wiem, ze jest to sprawa ryzykowna i nawet kiedy wysylka zostanie nadana na naszych oczach do kraju moze dotrzec kiepska podrobka tego co kupilismy. Zdaje sie, ze lepiej wiec wysylac wszystko samemu. Jezeli poczta dziala tak dobrze jak kolej to paczka dojdzie.
Na koniec wieczoru nasz rikszarz dosyc niepocieszony [nie dostal za nas wysokiej prowizji w tych sklepach] proponowal nam kilka razy kupno haszyszu. Przestal kiedy jasno mu wytlumaczylam, ze nie potrzebujemy niczego zeby sie lepiej czuc bo czujemy sie swietnie.
W naszym hotelu wypilysmy ThumsUp na dachu o zmroku i poszlysmy spac.
[ThumsUp to swietna odmiana pepsi z wieksza iloscia przypraw i podobno wyzsza zawartoscia kofeiny. Moj ulubiony napoj w Indiach.]